Recenzja filmu

Wkręceni (2013)
Piotr Wereśniak
Piotr Adamczyk
Bartosz Opania

Na niedobre

Kiedy jeszcze Wereśniak bierze na celownik polski stosunek do Niemców, udaje mu się wywołać u widza kilka parsknięć. Bohaterowie kaleczą niemiecki, wymyślają sobie twardo brzmiące nazwiska,
"Wkręceni" bazują na typowym koncepcie komediowego qui pro quo. Trzech Ślązaków w wypożyczonej furze na niemieckich blachach gubi się gdzieś na polskiej prowincji, a lokalna społeczność bierze ich za wyczekanych zagranicznych inwestorów. Scenarzysta i reżyser Piotr Wereśniak szuka komizmu w narodowym kompleksie/marzeniu o Lepszym z Lepszego Świata. Jednak zamiast rozbroić to poczucie niższości i zrealizować sen o dobrej polskiej komedii, Wereśniak jedynie zasklepia się w zastanej formie. Poziom kina gatunkowego z zagranicy najwyraźniej wciąż pozostaje dla nas nieosiągalny.


Metoda Wereśniaka niby jest właściwa: uniwersalne gatunkowe tropy pożenione są tu z kolorytem lokalnym. Tak się robi kino rozrywkowe poza Hollywood: z okiem na uniwersalne wzorce, ale o sobie i po swojemu. Trójka skontrastowanych bohaterów uwikłana w komedię pomyłek dziarsko eksploatuje więc bagaż narodowych przywar. Tylko że proporcje są zachwiane. Żarty "z siebie" idą bowiem po linii najmniejszego oporu: filmowcy – jak większość rodzimych kabareciarzy – naśmiewają się głównie z prowincjonalnych prostaczków. Tymczasem realia to raczej nierealia. Dla przykładu: ekipa małomiasteczkowej telewizji wozi się… Mini Morrisem. Motorem fabuły jest co prawda kryzys (masowe zwolnienia, perspektywa przymusowej emigracji zarobkowej), ale, jak przyjdzie co do czego, cudowna recepta na ekonomiczny dół spadnie prosto z nieba.

Kiedy jeszcze Wereśniak bierze na celownik polski stosunek do Niemców, udaje mu się wywołać u widza kilka parsknięć. Bohaterowie kaleczą niemiecki, wymyślają sobie twardo brzmiące nazwiska, szpanują tytułami naukowymi i salutują na powitanie jak rasowi SS-mani. To tani humor, ale od biedy można powiedzieć, że trafnie piętnuje ksenofobiczne tendencje narodu. Niestety, reżyser tak bardzo ufa przyjętej konwencji, że nie przejmuje się za bardzo nakreśleniem wiarygodnych bohaterów. Grube karykaturalne krechy sprawdzają się przy postaciach drugoplanowych (całkiem zabawny jest na przykład Kacper Kuszewski jako fajtłapowaty policjant), ale żaden z protagonistów nie ujedzie daleko na jednej charakteryzującej go cesze. Piotr Adamczyk jest wrażliwy, Bartosz Opania – narwany, a Paweł Domagała – niezbyt rozgarnięty. I tyle. Aktorzy nie wypadają więc zbyt przekonująco, bo nie dostali do zagrania zbyt wiele. Brak postaci, którym można by kibicować, współczuć – cokolwiek – sprowadza film do wiązanki gagów. Żeby chociaż większość ich była udana. Żeby chociaż część.


Najbardziej jednak kuleje we "Wkręconych" warstwa romantyczna. Generalnie Wereśniak nie maluje zbyt korzystnego portretu kobiet. Katarzyna Glinka zrywa z Adamczykiem, bo "nie umawia się z bezrobotnymi", a Kamilla Baar, Dominika Kluźniak i Monika Krzywkowska tracą głowy, ledwo tylko nasi bohaterowie zabajerują o swoich doktoratach i grubych portfelach. Co jeszcze bardziej absurdalne, dziewczyny pozostają zakochane nawet wtedy, gdy mistyfikacja wychodzi na jaw. O ile początkowe zauroczenie ma jeszcze posmak satyry, to finałową miłość warunkuje jedynie dobra wola scenarzysty. Zamiast dopinania dramaturgii i psychologii, Wereśniaka ewidentnie bardziej interesuje banalne puszczanie oka do widza. Dlatego "papież" Adamczyk narzeka na dobiegające z radia modlitwy, a "doktor" Opania wspomina coś o serialu "Na dobre i na niedobre". No i wyszło na to drugie.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones